wściekliznę w<br>zapijaczonych ślepiach. Na prawym policzku krwawiła się pręga od laski<br>pana Osiełka.<br> - Jak śmiałeś mnie uderzyć, nie donoszony bękarcie, pomiocie diabli i<br>wszo centaura! - wrzasnął nieznajomy.<br> - Czy pan chce, żebym pana spoliczkował?<br> Słowa te wyrzekł Osiełek, wspinając się na palcach i poprawiając<br>cylinder. Nieznajomy człowiek, widocznie biedny jakiś włóczęga, miał na<br>głowie łupinę od arbuza.<br> - Pan mnie spoliczkuje? Ja cię zabiję, rakarzu, ścierwo przegniłe,<br>napletku Apollina, jeśli piśniesz jeszcze jedno słowo!<br> Tu jednak nie zdzierżył Osiełek i trzasnął w gębę impertynenta. Ubogi<br>człowiek runął na kamienie, dysząc ciężko i rozgniatając łupinę od<br>arbuza.<br> Strasznie wyglądał: wyleniały płaszcz, odznaczający się