Kleksa z Filipem.<br><br>Mateusz spędzał zazwyczaj niedziele w bajce o słowiku <br>i róży, dokąd latał na naukę słowiczego <br>śpiewu. Udałem się więc do parku w nadziei, że <br>dostrzegę go w chwili, gdy będzie wracał do Akademii.<br><br>W parku uderzyło mnie jakieś osobliwe poruszenie i szelesty. <br>Pożółkłe już nieco podszycie parku wrzało, <br>krzaki chwiały się, trawa się kołysała, nie ulegało <br>wątpliwości, że strumień niewidzialnych istot przesuwa <br>się spodem parku, omijając drogi i ścieżki.<br><br>Pobiegłem w kierunku owego ruchu i kiedy zbliżyłem <br>się do stawu, zrozumiałem, co zaszło. Cała woda była <br>spuszczona, ryby trzepotały się rozpaczliwie na suchym dnie, <br>a nieprzejrzane szeregi żab