miał w kieszeni, szeleściły <br>mu w palcach jak zwiędłe liście. Trzymał je przy sobie "na wszelki wypadek", <br>co znaczyło właściwie czarną otchłań, w którą by spadł, gdyby go pamięć zdradziła.<br> W nagłym popłochu zaczynał szeptem powtarzać sobie swój tekst, ale nie sposób <br>było wyjść poza pierwsze zdanie, gdyż wszystko dokoła wrzało od nieustannych <br>zdarzeń <page nr=226>.<br> Oto trzeszczały oklaski po deklamacji "Smutno mi, Boże"; oto z głębokiej ciszy <br>wylęgało się solo skrzypcowe; oto wzbijał się huragan orkiestry pod batutą groźnego <br>Branda, który, od początku roku prowadząc próby ze swymi wychowankami, dwa razy <br>na tydzień wzniecał istny pożar dźwięków w gmachu gimnazjum, obumarłym i