niewielu z nas zdawało sobie sprawę, że ten najtrudniejszy miesiąc we współczesnej historii polskiego Kościoła wcale tak szybko się nie skończy. Trzy tygodnie temu odszedł człowiek, który przez 27 lat był dla nas Ojcem, Matką, Nauczycielem, Przewodnikiem, Sędzią, Wieszczem, Rozjemcą, Aniołem Stróżem - słowem wszystkim, czego akurat potrzebowaliśmy. I to był wstrząs numer jeden. Jednak następny nadejdzie już za chwilę, kiedy na balkon watykańskiej bazyliki wyjdzie "obcy" człowiek w bieli zarezerwowanej dotąd dla naszego rodaka, ktoś, w kim polskie Tatry nie wywołują szczególnych skojarzeń, i kto - jakby nieszczęść było mało - może mieć przecież oliwkową cerę albo - co jeszcze gorsze - być Niemcem. <br>Dopiero