i wieże stolicy. Północny powiew nanosił stamtąd strzępy mglistych dymów i poszum odległego zgiełku.<br>Byłaż to ta sama Warszawa - miasto, którego przypomnienie sprzed niewielu miesięcy znaczyło dla Kazimierza: świetność, odświętność, wspaniałość uroczystą - i te nadzieje piękne, łaskawością księcia-ministra Lubeckiego wzbudzone wtedy; nadzieje, aby tak rzec, rzetelność dobrej sprawy potwierdzające wszem wobec i każdemu osobno, komu o tym wiedzieć należało?... Jakiż rozum człowieczy mógł był podówczas horoskop postawić i to przewidzieć, dokąd prowadzą kroki poczciwe, właśnie tej sprawie rzetelnej służyć pragnące?... Gorycz przepełniała Kazimierza: ano, bo do tej samej tu, ludnej i dymnej Warszawy owe kroki go przywiodły, tylko że już bez