ją w gardle, że ogarnia ją nastrój trudny do opanowania, wysunęła się przez uchylone drzwi na korytarz. Przywarła twarzą do drewnianej poręczy schodów. Co ja robię, zachowuję się jak histeryczka, szeptała do siebie. Wytarła twarz chusteczką, przygładziła włosy. Chyba jeszcze ktoś przyjechał, bo w holu gwar wzrósł, głosy mieszają się, wybija nad inne sopran Reidernowej.<br> Na posadzce, plecami do płonącego na kominku ognia, siedziała jej córeczka. Dusiła w rączkach olbrzymiego, prawie równego jej wzrostem pluszowego misia. Obok dziecka Synuś, objęty ramieniem matki. Opowiadał ze swadą, jak to sprowadził zabawkę aż z Krakowa. Udało mu się ją kupić dzięki uczynności pewnego "bardzo