z dzieckiem. Myślałam, że matek z dziećmi już nie ma.<br><br>Kopałyśmy na przedpolach Wrocławia szerokie, głębokie rowy. Spałyśmy w stajniach, okrywałyśmy się sianem. Kilof był dla mnie za ciężki i gdy wyrywałam go z ziemi, odrzucał mnie jak karabin po strzale. Strażnik, który to widział, kazał mi wziąć łopatę i wygarniać rozkopaną już ziemię. Głośno i skwapliwie chwalił moje operowanie łopatą. Mało to jednak pomogło, zwaliłam się pod ciężarem łopaty. Pomóż mi, widzisz, że ginę, powiedziałam do kapo. Skierowała mnie do pracy w kuchni. Gotowałyśmy kartofle, kapustę i brukiew, a czasem końskie mięso - tak ważne były nasze rowy.<br><br>Już myślałam, że