się ciepło, przytulnie.<br>Nie zauważyłem nawet, kiedy wieczór zapadł. Nie chciało mi się jednak<br>wstać, żeby zapalić światło. Zresztą po co? Miałem światła pełno w<br>oczach, siedząc przed otwartymi drzwiczkami, na wprost wygłodniałych<br>płomieni, w dodatku na tym samym stołeczku, na którym zwykła ona<br>siadać, kiedy podkładała drew pod kuchnię, wygarniała popiół z<br>popielnika czy kiedy wróciwszy z miasta z ledwo doniesionym do domu<br>płaczem w oczach, na tym właśnie stołeczku gdzieś w kącie pozwalała się<br>temu płaczowi wypłakać.<br> Może to dziwne, lecz chwilami ogarniało mnie nie znane mi dotąd<br>uczucie ukojenia, jakby to światło płomieni bijące z otwartych<br>drzwiczek i