nie mam raka mózgu. Pamiętam, że na dwa dni przed wyjazdem niespodziewanie wpadł do mnie Zamszyc, by przeprosić i zwierzyć się, że potraktowała go tak samo jak mnie, czyli rozkochała w sobie i kopnęła.<br>- Sorry, bracie, wiem, że zrobiłem ci świństwo.<br>Był, toutes proportions gardées, jak owi sprawcy błędów i wypaczeń, którzy wyrządzone przez siebie zło dostrzegali dopiero, kiedy sprawa się rypła; to zresztą ludzkie i banalne.<br>Dziadek Zamszyc, trzeci mój kumpel, ale nieporównywalny z O'Brienem czy nawet Kubą, kumpel chyba właściwie tylko dlatego, że znałem go od podstawówki. Naprawdę nazywał się Leszek Zamszycki i nie pamiętam, a może i nigdy