po bruku.<br>Mochnacki posłał zdziwione spojrzenie w kierunku wyciągniętej nieruchomo dłoni -Naprzeciw, nieco na prawo, wśród rzędu ciemnych okien błyskało jedno żółtym, migotliwym światłem.<br>- Lelewel! - szepnął Mochnacki i jak urzeczony wpatrywał się w to światło jak w czujne, bezsenne czyjeś oko.<br>- Cóż, może to on właśnie?... Człowiek wielkiej miary, wielbiona wyrocznia młodzieży, inspirator tajnych związków!... Pan Lelewel!... Może on właśnie - patron i rozmnożyciel przekonań rewolucyjnych!... Republikanin i jakobin - - demoniczny bez mała Lelewel, posępny i groźny, gotów ścinać i wieszać!... Lelewel, o którym szeptem się mówi w salonach wykwintnej Warszawy, który sen spędza z powiek dostojnych Koźmianów i Niemcewiczów!... Może to jego