już jednak opanować niecierpliwości i jednym gwałtownym szarpnięciem zrobiłam dziurę w ziemi.<br>Przez tę dziurę wpadło powietrze. Niewiele, mały strumyczek powietrza, które sprawiło, że na moment zamarłam i zachłysnęłam się, dopiero teraz czując, w jakim stopniu się do tej pory dusiłam!<br>Ostrożnie, powoli, z uczuciem wypełniającego mnie stopniowo bezgranicznego szczęścia, wyszarpywałam sobie wyjście na świat. Powietrze leciało tak świeże, tak intensywne, że wręcz bałam się nim oddychać. Powoli, ostrożnie wystawiłam głowę i delikatnie zaczęłam otwierać oczy.<br>Nade mną było wieczorne, ciemniejące niebo z gwiazdami. Tuż przy mojej twarzy rosły pachnące, splątane, wilgotne zielska. Dookoła był cudowny, wolny, przeraźliwie wielki, pełen świeżego