bezdeszczowy i bezwietrzny, świeciło chłodne słońce. Za pozwoleniem Sióstr wyprowadzałem Ritę na spacery w parku. Rozpoznawała we mnie swego egzorcystę? Nie byłem tego pewien, albowiem w jej osowiałości oderwanie od rzeczywistości miało istotnie charakter letargiczny.<br><br><page nr=28><br><br> Nie dostrzegała otaczających ;ją osób, zatracała także poczucie miejsca i czasu. A ja? Muszę otwarcie wyznać: na każde nowe spotkanie z nią czekałem z utęsknieniem. Było to trochę tak, jakbym podświadomie uwierzył, że te spacery, gdy słuchała mnie w milczeniu, były prawdziwymi egzorcyzmami, skuteczniejszymi od obrzędowych. Niekiedy, bardzo rzadko co prawda, spoglądała na mnie z ukosa i uśmiechała się dobrym, miłym uśmiechem. Moje serce rozgrzewała wtedy