przekonani, że nie ma to jak polska szabla i pszenica</>" - pisze Cynarski.<br>Uczyli się zatem przodkowie (na szczęście nie wszyscy) myślenia na historyjach Magielon, Leonild, Fortunatów, które przybierano w kształty dostatnie a ociężałe, niby sztukaterie nadwiślańskiego baroku. I oto rodziła się przedziwna kulturowa synteza: kosmopolityczne banały i bzdury w mózgach wyznawców "złotej wolności", wierzących w szczególne posłannictwo polskie, zapatrzonych w majaki antycznej Sarmacji, ochoczej do tłumienia "złoście heretyckiej". Była to szkoła abstrakcji: przecież w fabułach, jakimi się karmili, nie było rzeczy niemożliwych. Aleksander Wielki latał na gryfach w powietrzu i zwiedzał w szklanym naczyniu morskie głębiny; cnota zawsze znajdowała nagrodę, a