na grabiach, aby odsapnąć, nie chciało mi się już ruszyć.<br>Wtedy zobaczyłem ojca. On, nie on. Był jeszcze daleko, ale czy mógłbym<br>go nie poznać, po samym cieniu bym go poznał, po krokach samych, po<br>przeczuciu swoim.<br> Biegł drogą ciężko i niezdarnie, jak do nagłego nieszczęścia biegł,<br>do ognia, do wzdętej krowy na pastwisku, ciągnąc za sobą smugę kurzu.<br>Lęk poczułem w sercu. Pomyślałem, że go do cna musiało coś rozjątrzyć,<br>skoro biegnie, a przecież ostatni raz mógł biec jeszcze jako chłopak,<br>więc jakieś pół wieku wstecz, i to na taki upał, po drodze kostropatej,<br>zdziabanej przez krowy, konie, wozy, mimo