jakby się chciał upewnić, że rozmówca wszystko pojął i zapamiętał, niczego nie uronił: - Za rękę ją prowadziłem przecież. Popatrzyłem co z nią: stłuczona noga, dużo zadrapań, tylko zadrapania. Wsadziłem do białej Łady znajomego, do Łady, białej. Było tam jeszcze dwoje lekko rannych dzieci. Do szpitala? - pytam. Do szpitala! No to z Bogiem! Uściskałem i wróciłem ratować inne dzieci. Znajomy przysięga, że przed bramą szpitala na Kitajskiej wzięło ją dwóch na nosze. Przed bramą. Od tej chwili kamień w wodę.<br>Mamajew, spokojny inżynier z pobliskiej fabryki wódki, Rosjanin, nawet nie chce spekulować, co się stało: - Nie wiem, nie wiem. Szukam. Ale Osetyńcy wątpliwości