w teren na przegląd wojsk, <br>a tu Kaziu z kwiatkiem maszeruje przez podwórko. Tata <br>kiwnął na niego, Kazia i kwiat zarekwirował, Kaziu po <br>pięciu minutach wyszedł z gabinetu sam, bez botaniki, czerwony <br>jak burak, uszy mu sterczały jak nietoperzowi, wachlował nimi <br>jak słoń. Nic nie gadał. W drzwiach zderzył się <br>z Grubą, wlokła Palucha na rozprawę.<br>- Klops - wydęła usta Dominika. Kiwała się <br>na czubkach palców, pochylona głęboko a beztrosko do <br>przodu. Adam podniósł patyk i umazaną na brązowo <br>dłoń wysoko w górę, asekuracyjnie.<br>- Jaki wyrok? - Pięty opadły na stołek, tułów <br>wrócił do idealnego pionu i Adam zanurzył patyk w mazi.<br>- Plewią skwerek