posłuchanie dał. <br>- Otóż nie - odezwał się Reynevan, rozpromieniony od chwil paru. - Będziecie przyjęci, rabbi Hiramie. Przyrzekam wam to. <br>Wszyscy spojrzeli na niego, Reynevan zaś uśmiechnął się tylko tajemniczo. Po czym, wesół wielce, zeskoczył z wozu i szedł obok. Został nieco z tyłu, wówczas podjechał do niego Horn. <br>- Teraz widzisz - rzekł z cicha - jak to jest, Reinmarze Bielau. Jak szybko się osława przykleja. Po okolicy jeżdżą najemne zbiry, łotry pokroju Kyrielejsona i Waltera de Barby, a zabiją kogo, na ciebie pierwszego pada podejrzenie. Zauważasz ironię losu? <br>- Zauważam - odmruknął Reynevan - dwie rzeczy. Pierwsza, to że jednak wiesz, kim jestem. Zapewne od samego początku. <br>- Zapewne