cholera! - zaklął naraz Franek. - Wiesz co?<br>- No?<br>- Nie chciałbym z tobą zaczynać. - Ba! - odparł obojętnie Szretter.<br>Bogucki mieszkał na końcu ulicy, w jednopiętrowym, drewnianym domku. Za rozległym, pełnym teraz słońca podwórzem zieleniała gęsta, młoda olszyna. Niżej, prześwitując pomiędzy drzewami, płynęła Śreniawa.<br>Drewniak był długi jak barak, z dachem pociemniałym i z lekka omszałym, że starości nieco w ziemię wrośnięty. Wzdłuż pierwszego piętra biegła wąska, na wątłych kolumienkach wsparta galeryjka. Na jej balustradzie wygrzewał się w słońcu duży, rudawy kocur. W głębi, rozwieszona na sznurach, suszyła się kolorowa bielizna. Cicho tu było i spokojnie jak na wsi.<br>Strome i skrzypiące, z chwiejącą się