Typ tekstu: Książka
Autor: Urbańczyk Andrzej
Tytuł: Dziękuję ci, Pacyfiku
Rok: 1997
Piorę znów trochę o pokład, ale tylko dlatego, że mi się rękawice ześlizgnęły - na przyszłość zjeżdżaj, a raczej opuszczaj się na gołych rękach. Nie, kochani, nie będzie już następnego razu. Nie będzie szaleństw, akrobacji, sensacji, "krwi i potu". Koniec.
I wtedy dostrzegam, że wiążąc bambus pomyliłem stalówki. Nie ma siły za Boga, za cesarza, chińskiego smoka, wszystkie bilety obiegowe NBP. Nie da rady. Zalewa mnie pot, zła krew, oburzenie, żal, i wszystko tego kalibru. Fiasko, klapa. Wspinacza atrapa.
Ściągam linę, ile się da - pętla obniżyła się znacznie. Na saling jeszcze nie decyduję się włazić. Zresztą chyba nie starczyłoby mi już sił. Mam
Piorę znów trochę o pokład, ale tylko dlatego, że mi się rękawice ześlizgnęły - na przyszłość zjeżdżaj, a raczej opuszczaj się na gołych rękach. Nie, kochani, nie będzie już następnego razu. Nie będzie szaleństw, akrobacji, sensacji, "krwi i potu". Koniec.<br> I wtedy dostrzegam, że wiążąc bambus pomyliłem stalówki. Nie ma siły za Boga, za cesarza, chińskiego smoka, wszystkie bilety obiegowe NBP. Nie da rady. Zalewa mnie pot, zła krew, oburzenie, żal, i wszystko tego kalibru. Fiasko, klapa. Wspinacza atrapa.<br> Ściągam linę, ile się da - pętla obniżyła się znacznie. Na saling jeszcze nie decyduję się włazić. Zresztą chyba nie starczyłoby mi już sił. Mam
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego