już teraz czereśniową aleją, ale kiedy mijam wracającego właśnie z Wiednia brata z walizeczką, gałęzie jej są <br> już ciężkie od nabrzmiałych sokiem owoców, nad którymi zawisła w powietrzu gromada szpaków. A kiedy wchodzę bramą na dziedziniec, zalany sierpniowym słońcem, ojciec w nieskazitelnym garniturze z tropiku trwa pochylony nad słomką, którą za chwilę podniesie, by nie kalała nieposzlakowanej powierzchni podwórza. W otwartych drzwiach domu macocha patrzy w stronę nadjeżdżającego wozu drabiniastego, obficie wymoszczonego słomą. Wysypią się z niego za chwilę goście, wracający z porannej wyprawy na poziomki: stryj Henio z pasierbicą Zosią, piękna Jana, paskudna pani Maria, koleżanka macochy, , państwo Popławscy, siostra z