podłogę. Zimny beton dodał im sił <br>i otrzeźwił, z nową więc zaciętością, <br>jakby spełniali przykry, ale konieczny obowiązek, wparli <br>się w siebie pięściami, kolanami, tłukli głowami, <br>szarpali i rzucali gdzie i jak mocno się dało.<br>Pierwszy oderwał się od Pinokia Adam. Oparł plecy o wilgotną, <br>czarną ścianę i czując, że za chwilę naprawdę <br>zapłacze, na uginających się nogach, z trudem dobywając <br>głosu z odmawiających posłuszeństwa ust, zamamrotał:<br>- Odsuń się, baranie, idioto, bo będę musiał <br>rozwalić ci łeb. Odsuń się... mówię...<br>- Chodź bliżej - odpowiedział niewyraźnie <br>w ciemności Pinokio. - Chodź bliżej, draniu, żebym <br>ci dołożył do końca.<br>Ciemność rzedła. Skaczące w powietrzu cienie zatrzymały