bezcenny, ale sam w sobie, jego istota, brzmienie, nawet wyzbyte doraźnego znaczenia, bo to przecież także śmiech, płacz, jęk, westchnienie,<br>i ten głos tkwił we mnie, i to on budował we mnie jej postać, skądinąd tak wiernie zapamiętaną, wzbogacał ją, dopełniał i sprawiał, że widziałem ją i słyszałem, tak daleką, za daleką, a jednak dzięki niemu tak bliską,<br>bez jej żywej obecności nie udźwignąłbym osamotnienia, chociaż zawsze miałem wokół siebie tylu przychylnych mi ludzi: rówieśników i starszych, dorosłych, bo to ona, moja piękna mama, umarła, niewidzialna dla nich, sprawiała, że mimo woli otwierali się na mnie, może nawet mnie kochali - jak moja