w oczach przyjmujących Dorotkę lekarzy, którzy przyjąwszy tylko do wiadomości, że to ja jestem leczona śmiercionośnymi dla dziecka lekarstwami, potraktowali mnie jak "psychiczną", umysłowo chorą i wyprosili mnie z sali, gdzie jako jedynie odpowiedzialny już tylko ojciec dziecka został poproszony o udzielenie wszelkich wyjaśnień. <br>Tylko moja Malutka nie winiła mnie za nic. Była za mała i nie rozumiała zupełnie, co się stało. Kiedy pielęgniarka przyniosła ją bledziutką, zapłakaną i nieprawdopodobnie umęczoną, z całą ufnością nieświadomego dziecka w obronnym odruchu rzuciła się nie ku ojcu, lecz ku mnie. <br>Była jak mały przerażony zwierzaczek, którego ogrom niespodziewanego nieszczęścia i bólu przerasta, jest dla niego nie