mnie. <br>Kiedy jednak świeżo mianowany kadrowiec Słoma, przesunięty zresztą z Komitetu w ramach jakichś wewnętrznych przetasowań, przyszedł do mnie i oświadczył, że "temu Czosnaczkowi nie może ujść to na sucho", zaprotestowałem. Przede wszystkim uznałem, że kadrowy nie powinien przekraczać zasad tajemnicy korespondencji, na co on, że to była kartka pocztowa zaadresowana do instytutu i on dobrze wie, co jest jego obowiązkiem i nie ode mnie będzie w tej sprawie przyjmował dyrektywy. Zgodziłem się, no bo swoją proletariacką rację miał. On ostatecznie wie najlepiej, jakie są jego obowiązki służbowe. Nie dyskutowałem dalej tej kwestii, ale w sprawie Czosnaczka nie ustąpiłem. Najpierw starałem