której z trudem rozpoznał dawną sąsiadkę Marty. Ona nie pamiętała go w ogóle, dopiero gdy się przedstawił, powołując zarówno na Martę, jak i na spotkanie w schronisku na Chochołowskiej - przypomniała sobie i otworzyła drzwi szerzej tak, że mógł przecisnąć się do wąskiego korytarza. Ze sporą torbą podróżną na ramieniu, w zabłoconych butach i mokrym płaszczu rzeczywiście wyglądał na włóczęgę, którego nie powinno się wpuszczać do domu.<br>Sąsiadka Marty zaprosiła go na herbatę, tłumacząc się, że nie może oferować mu cukru, bo właśnie zabrakło. Było mu niezręcznie, nie bardzo wiedział, jak się zachować po liście Ryśka z 1976 roku, ale jak się