w takich momentach w żelazny pręt, pałkę lub kastet, zdejmował surdut, podwijał rękawy, zakładał narękawki i gumowy fartuch, by się nie pobrudzić krwią. Te przygotowania zwykle nie wystarczały. Wtedy argumentami sentymentalnymi zaczynał przekonywać przesłuchiwanych. Siadał przy nich i bawiąc się pałką lub kastetem, mówił o ich chorych dzieciach, żonach, narzeczonych, zabiedzonych rodzicach i zamkniętych w więzieniach braciach. Obiecywał pomoc policji i uwolnienie od najpilniejszych trosk materialnych. Nieliczni dawali się przekonać i - patrząc ponuro w żeliwny zlew, jedyny przedmiot, który w pokoju przesłuchań pozwalał zatrzymać wzrok - wyszeptywali tajemnice, a Mock jak wrażliwy spowiednik długo potem z nimi rozmawiał i udzielał rozgrzeszenia. Wielu