strzelał. Strzelać nie potrzebował. Odskoczył w bok i tylko pilnował. Wchłaniał oczyma urodę niesamowitych ruchów i smakował ich dziki czar.<br><br> Lecz trwało to tylko chwilę. Łokuciewski powrócił do swej żołnierskiej duszy, a zachwyt jego przemieniał się w inną rozkosz, żołnierską rozkosz. Oto pyszny wróg, który tu przybył, by niszczyć i zabijać (a on wszędzie niszczył i zabijał, i w Polsce, i gdzie indziej), wyniosły wróg teraz tańczył przed nim, polskim myśliwcem, błędny taniec obezwładnionej czarownicy. Wróg, bezsilny w swej wściekłości i w swym przerażeniu, szamotał się i już nie mógł zerwać niewidzialnych sieci, w które go spętano. Zdawało mu się w