i tutaj, i nie wiedzieliśmy jeszcze, bo i skąd?, że jest także w Arkadii, w krainie szczęścia, szczęścia, które spadło na nas tak niespodziewanie, gdy tak wielu czyniło już próby zadomowienia się na zesłaniu, jakby miało ono trwać aż do końca, jak to zapowiadał komandir Wagow...<br>a mijaliśmy właśnie niskie zabudowania i szofer, Pers, wypatrzył jakiś karawanseraj, zajazd przydrożny, i zapytał po angielsku naszego opiekuna, pana Henryka Hadałę, czy aby już nie pora na posiłek, i skinienie głową uznał za znak przyzwolenia, i zjechał na pobocze, i zatrzymał autobus,<br>wyskakiwaliśmy z niego wprost w żar i spiekotę, które podczas jazdy łagodził