że je znowu wymawia. Wytężył słuch... Tak, jednak bez wątpienia. <br>- Adasiu. <page nr=40><br>Zawrócił, zraniony tym za późnym słowem, pełen złych przeczuć <br>- Elciu kochana, co tobie? - pochylił się nad leżącą. <br>- Nie, nie. Mnie tak dziwnie... Kiedy ty tam biegłeś, mnie raptem się wydało, że ja nigdy ciebie nie widziałam. Ot, głupia, raptem zachciało się zobaczyć. <br>Pół z płaczem, pół ze śmiechem powiedziała to, zadyszała się, po chwili dodała: <br>- Ty nie myśl... Ta Kwiatkowska. Teraz ja wszystko rozumiem. <br>Dzwonek szalał, Sabina szła z kuchni, słychać było, jak dudni stopami przez jadalnię. Adam - osłupiały - zapomniał o świecie. Róża popchnęła go łagodnie. <br>- Idźże, idź - dzwonią. <br>Tymczasem