migotały w szarówce światełka, majaczyły zarysy budowli.<br>- Z siodeł - skomenderował Buko. - Panie Huonie, prosimy.<br>- Trzymajcie konie - mag stanął na skraju urwiska, uniósł swój koślawy kij. - Trzymajcie je solidnie.<br>Machnął kosturem, krzyknął zaklęcie, ponownie, jak na Ściborowej Porębie, brzmiące z arabska, lecz znacznie dłuższe, zawiłe i skomplikowane - również w intonacji. Konie zachrapały, cofnęły się, tupiąc mocno. <br>Powiało zimnem, raptownie, znienacka spadł na nich lodowaty chłód. Mróz zakłuł w policzki, zatrzeszczał w nosach, załzawił oczy, sucho i boleśnie wdarł się z oddechem do krtani. Temperatura spadała gwałtownie, byli jakby wewnątrz sfery, która, zdawałoby się, zasysa całe zimno świata. <br>- Trzymajcie... konie... - Buko zasłonił twarz