Typ tekstu: Książka
Autor: Andrzej Czcibor-Piotrowski
Tytuł: Cud w Esfahanie
Rok: 2001
melodii, jakże przejmującej w każdym dźwięku,
ale miałem to właśnie przed oczyma: przysypywał, zawiewał nas nie śnieg, lecz piasek, i mogliśmy tylko czekać, aż wichura ucichnie, pył osiądzie jak pożółkłe pierze i słońce przeniknie przez tę chmurę, zanim jeszcze dosięgnie ziemi,
i równie nagle jak nadeszła, minęła ta zamieć, ta zadymka, ta zawieja, ta kurzawa - i szofer przetarł wycieraczkami przednią szybę, i autobus znów potoczył się w głębokich koleinach, wypełnionych sypko aż po brzegi uciekającym spod kół kruchym śladem, świadczącym na krótko, że tędy wiodła nasza droga, nasz szlak, przez tę wezbraną jeszcze tak niedawno, wzburzoną, obrzmiałą od nadmiaru piaszczystą bezkresną
melodii, jakże przejmującej w każdym dźwięku,<br>ale miałem to właśnie przed oczyma: przysypywał, zawiewał nas nie śnieg, lecz piasek, i mogliśmy tylko czekać, aż wichura ucichnie, pył osiądzie jak pożółkłe pierze i słońce przeniknie przez tę chmurę, zanim jeszcze dosięgnie ziemi,<br>i równie nagle jak nadeszła, minęła ta zamieć, ta zadymka, ta zawieja, ta kurzawa - i szofer przetarł wycieraczkami przednią szybę, i autobus znów potoczył się w głębokich koleinach, wypełnionych sypko aż po brzegi uciekającym spod kół kruchym śladem, świadczącym na krótko, że tędy wiodła nasza droga, nasz szlak, przez tę wezbraną jeszcze tak niedawno, wzburzoną, obrzmiałą od nadmiaru piaszczystą bezkresną
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego