na męża... Raptem roześmiała się, zawstydzona. <br>- No, czegóż ty zaraz? nie można zażartować? Chodź już, chodź - <orig>gamasze</> gotowe. <br>Wszedł - przygarbiony, pachnący wodą kolońską, siwy, jak zawsze wobec Róży niespokojny, od której strony wypadnie się bronić. Rozebrał się powoli z powodu artretycznej sztywności karku i trochę chyba dlatego, żeby odsunąć chwilę zadzierzgnięcia rozmowy. Wieszając <page nr=27> futro, wypychając szalik w rękaw, zerkał nieznacznie na Różę, chcąc wymiarkować jej usposobienie. Wreszcie z obu nozdrzy przedmuchał starannie nos w wonną chustkę i bez słowa - z namaszczeniem ucałował dłoń żony. <br>Ten moment, kiedy siwa, wyszczotkowana głowa Adama pochylała się do ręki Róży widocznie wzruszył ją, bo ciepłe