Typ tekstu: Książka
Tytuł: Klechdy domowe
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1960
srebrnego stało się zielone, potem żółtozłote, wreszcie buchnęło niby czerwony płomień z wielkiego ogniska. Wydało mi się, że się tlą na mnie łachy. Gorąco zapierało dech... W ustach zaschło.
- Teraz się nie dam tobie mamić, ty marcho oszkliwa! - mruknąłem przez zęby. - Teraz jadę! Słyszysz, pieronie? Jaadę!...
- Drr... drr... chrup... chrup... - zagadały wozy.
- Szszu... szszu... szszu... - odpowiedziała im maszynka.

Jechałem prosto przed siebie, oślepiony blaskiem miedzianej lampy, zgrzany i spotniały od dziwnego żaru, który szedł od niej. Jechałem nie bacząc, że przede mną stoi człowiek.
Nagle światło zgasło i tylko nikłe lampy mojej maszynki oświetlały tor... i w tej chwili posłyszałem krzyk
srebrnego stało się zielone, potem żółtozłote, wreszcie buchnęło niby czerwony płomień z wielkiego ogniska. Wydało mi się, że się tlą na mnie łachy. Gorąco zapierało dech... W ustach zaschło. <br>- Teraz się nie dam tobie mamić, ty &lt;orig&gt;marcho&lt;/&gt; &lt;orig&gt;oszkliwa&lt;/&gt;! - mruknąłem przez zęby. - Teraz jadę! Słyszysz, pieronie? Jaadę!... <br>- Drr... drr... chrup... chrup... - zagadały wozy. <br>- Szszu... szszu... szszu... - odpowiedziała im maszynka. <br><br>Jechałem prosto przed siebie, oślepiony blaskiem miedzianej lampy, zgrzany i spotniały od dziwnego żaru, który szedł od niej. Jechałem nie bacząc, że przede mną stoi człowiek. <br>Nagle światło zgasło i tylko nikłe lampy mojej maszynki oświetlały tor... i w tej chwili posłyszałem krzyk
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego