ta jak włączona maszyna ruszyła po swej codziennej, nieomylnej linii.<br>Czterdziestoletni mężczyzna pod fałdami kołdry po raz pierwszy uświadomił sobie jasno, że zeszłej nocy całował, tulił i brał kobietę, która dzisiaj umarła na dżumę <page nr=226>.<br>Myśl była tak ostra i zimna, że mężczyzna poczuł lekki chłodek wzdłuż kręgosłupa.<br>Gdzieś, na powierzchni, zakłamane społeczne "ja" czterdziestoletniego pana, znane pod nazwą "mister Dawid Lingslay", coś, jak etykietka na flaszce, zawierającej roztwór chemiczny, jak przylepiony do szkła papierek z określoną ilością umownych znaków spróbowało się oburzyć: umarła kochanka, jedyna, niezastąpiona itp. Zrozumiałe byłyby jeszcze rozpacz, krzyk, rezygnacja, ale nie ordynarny egoizm, strach: zarażę się! Umrę