swojej "Poczcie". <br>Pomysł, by rubrykę, w której odpowiada na pytania i religijne rozterki czytelników podpisywać pseudonimem sugerującym autora duchownego, okazał się straszliwy w skutkach. <br>Do ojca Malachiasza ludzie walili jak do spowiednika, mistrza i duszpasterza. Codziennie poczta przynosiła sterty nowych listów, wiele nabrzmiałych trudnymi, czy wręcz dramatycznymi, problemami ludzi. <br>Ten zalew trwał do końca, a Malachiasz uginał się pod ciężarem nie tylko ilości listów, ale także pod ciężarem ich treści. Był przejęty jak neoprezbiter pierwszy raz siedzący w konfesjonale. <br>Co tydzień Tadeusz pracowicie przygotowywał tekst do druku, a równocześnie niestrudzenie pisał <orig>długachne</> listy "prywatne", które na nieszczęście (szczęście?) prowokowały dalsze ciągi