ulicą<br>Zawirowały swoim zwyczajem<br>I gniotąc sobie boki nawzajem,<br>Ssały żarłocznie morskie liszaje.<br>Dwie salamandry opancerzone<br>Niepostrzeżenie pełzły w ich stronę,<br>Pożarły wszystkie jeden po drugim,<br>Pozostawiając złociste smugi.<br><br>Zza węgła wyszedł jaszczur kolczasty<br>I koralowe mijając chwasty,<br>Na salamandrę napadł znienacka,<br>Zgniótł łeb jej twardy w kolczastych mackach,<br>Lecz zanim jeszcze żer swój przetrawił,<br>Smok siedmiogłowy nagle się zjawił.<br>Pełzał dokoła ze dwie minuty,<br>Podniósł swój ogon w łuskę zakuty<br>I tym ogonem niby maczugą<br>Jaszczura po łbie walił tak długo,<br>Aż go ogłuszył, kolce obkruszył,<br>Pożarł i dalej przed siebie ruszył.<br>Wtem ujrzał pocisk pana Soczewki.<br>Rzekł pan Soczewka