się za nim kurzyło. Tam ich był cały rząd, tych chłopaczków, cała sztafeta, z ręki do ręki te worki pomknęły, hops przez sztachety i tyle tych łobuzów widziałam! Ledwie podniosłam krzyk, już ich nie było. A ja leżę z brzuchem <orig>wystopyrczonym</> na jednym worku pod grzbietem! A ten szkrab, Mariuszek zaśmiewa się ze mnie tak, że posikał się w porcięta. No, i popatrzcie, taka stara baba, zostawiliście mnie z dobytkiem i nie upilnowałam! <br><br><br>33<br>Ziemia tu pełga złotawym odcieniem glinki. Jangi-Jul, miasto namiotów, kipiał w gajach i sadach, w pysznej, mieniącej się zieleni, w dojrzewających słoneczkach brzoskwiń i moreli. Żyłki aryków