zmroziło. Jakbym się zamieniła w kawę mrożoną, z której właśnie wybierałam bitą śmietanę. Stoi za mną daleki kuzyn ojca, obejmuje mnie, ściska wzruszony, a ja nie wiem, co począć, gdzie podziać wzrok, co zrobić z oczami. Naraz ci wszyscy ludzie pod arkadami przerywają rozmowy, odwracają się w moją stronę i zastygają, jakby odcięto im dopływ energii. Jeszcze przed chwilą był to przyjazny lub przynajmniej obojętny świat. Teraz jest już wrogi. Nie mój. Ich. <br>Im wystarczy tylko jeden sygnał, do pewnego momentu wszystko jest w porządku, zresztą sam wiesz, nieraz rozmawialiśmy na ten temat. Do pewnego momentu jestem jedną z nich. Nie