się położyć na swoje łóżko czułem niezwykłe zmęczenie.<br>Wyciągnąłem się na wznak.<br>Od nadmiaru wrażeń kręciło mi się, szumiało w głowie.<br>Zamknąłem oczy.<br>Ujrzałem naraz feerię twarzy - Bourbonkę, dwie inne siostry, Chochlika, markiza, Kolosa, Mateczkę.<br>Ośnieżone drzewo, pod którym zwinięty w kłębek leży kot, moja dusza z zielonym okiem.<br>I zasypiając pomyślałem, że nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy skłuty, otumaniony zastrzykami, słaniając się na nogach, podtrzymywany przez Mateczkę stąpam rozległą nawą wśród rzesz pasiaków, łazarz wśród łazarzy, niosąc im prawdziwą pociechę, sakrament róż damasceńskich, którego nie dostrzegli.<br>...Nazajutrz czekała mnie zaskakująca odmiana losu.<br>Przyszedł pielęgniarz, podobny do watażki, któremu skrzydło