może wybaczyć, a potem darł je z odrazą, wiedząc, że kłamie wbrew najlepszej woli, a ból, który by sprawił, niczego nie przecina ani nie kończy. Siadał naprzeciw Margit ze szklanką w ręce i szukał w jej oczach pewności, pił sporo, chociaż alkohol nie dawał upragnionego oszołomienia.<br>Garnął się do niej, zasypiając czuł na swoim udzie ciężar kolana, które dłonią senną obejmował, ażeby po krótkim śnie zbudzić się od razu przytomny i w nagłej trwodze nasłuchiwać równego oddechu śpiącej i płaczu szakali buszujących w ogrodach.<br>Margit nie ponaglała, choć zdawało jej się, że im dalej uciekną od New Delhi i ambasady, tym