rozstać się z odgłosem jego kroków, bo dopiero na samym dole pochwycił stuknięcie zatrzasku. I tedy jednak jeszcze nie zaraz opuścił dom. Oparł są plecami o ścianę, dolna warga obwisła, wydobył chusteczkę, długo wiązał supeł na jednym rogu, wreszcie westchnął głęboko, odprostował się - i poszedł. <br>W bramie spotkał Martę. Pędziła zatroskana, ze spuszczoną głową, przelękła się wpadłszy znienacka na ojca. <br>- Ach, to ty, tatusiu? Jakże mama? <br>Patrzył na nią, pochłonięty własnym przeżyciem, zaledwie poznając. Byłby nawet może wyminął ją w milczeniu, ale uczepiła się jego ręki... <br>- Ojcze, na Boga, czy co złego się stało? <br>Z trudem przeniknął sens pytania, zastanowił się