Jego zapach. Włosy na poduszkach, plamki na pościeli od ciągle ropiejących oczu. <br>Drzewa na placu Eckermanna uginały się jak trzciny, zasłaniały prawie całe niebo. <br>Któregoś dnia przyszedł wuj Antoś, wycałował i wyściskał Julię. Zawsze jak ściskał Julię, jak ją całował, czułem obrzydzenie, choć nie było w tym nic obrzydliwego, nic zdrożnego, uważał, że jest wspaniałą kobietą, wybitną i utalentowaną śpiewaczką, po prostu w ten sposób okazywał jej swoje przywiązanie, swój bezgraniczny podziw. Kiedy kończyły się hymny pochwalne, peany na cześć mojej siostry Julii, oznaczało to, że przychodzi czas na mnie. Wuj Antoś rozsiądzie się wygodnie w fotelu, jakby to, co ma