chowano po jarach, jak tu. Potem zwierz wykopał trupy i rozwłóczył kości... <br>- Zawróćmy... - odchrząknął Reynevan. - Zawróćmy co rychlej. Nie podoba mi się to miejsce. Nie podoba mi się ta mgła. Ani zapach tego dymu. <br>- Płochliwy jesteś - zadrwił Szarlej - jak dzieweczka. Umarlaki... <br>Nie dokończył. Rozległ się świst, gwizd i chichot, taki, że aż przykucnęli. Nad jarem, wlokąc za sobą iskry i warkocz dymu, przeleciała trupia czaszka. Nim zdążyli ochłonąć, przeleciała druga, świszcząc jeszcze straszliwiej. <br>- Zawróćmy - rzekł głucho Szarlej. - Co rychlej. Nie podoba mi się to miejsce. <br>Reynevan był absolutnie pewien, że wracają po własnych śladach, tą samą drogą, którą przyszli. A jednak po