płonącym na wielkim kominie podziwiał robotę mistrza, ale dziewczyna czuła wciąż na sobie przenikliwe spojrzenie jego czarnych źrenic. <br>Ogarniało ją przerażenie. Uciekała na górę do białej izdebki i przejęta tęsknotą za ukochanym, szukała pociechy w piosence. Zdejmowała ze ściany luteńkę, targała jej struny i nuciła do wtóru ojcowym zegarom: <br><br> Grają zegary, <br>choć ja z żalu ginę, <br>dzwonią zegary <br>wieczorom i rankom...<br>Miłe zegary, <br>wydzwońcie godzinę, <br>w której powróci <br>mój jedyny Stanko.<br> Pewnego razu mistrz Hanusz usłyszał śpiew córki. Rzucił robotę, nie spostrzeżony stanął w progu komnaty i zasłuchał się w smutne słowa, w tęskną, pełną żalu melodię. Kiedy ucichła, a śpiewaczka