odlecieć. Nie był żadnym tam awanturnikiem: był profesorem informatyki. <br>- Nie, nie, nic nie widziałem. Słuchajcie, ja już muszę się zmywać. <br>Wskoczył na daka, oglądając się nerwowo za siebie, na Indianina. <br>Indianin podszedł do swojego wierzchowca, odpiął od siodła łęczysko, kołczan. Poparzony przeraził się. Gwizdnął. Szyje jego daka przygięły się do ziemi, półprzezroczyste skrzydła rozłożyły się nieprawdopodobnie szeroko - zwierzę zaczęło biec; wypatrzywszy jakoś prześwit śróddrzewny skoczyło, rozłopotało się i mozolnie, ciężko wzbiło ponad niepuszczę. <br>Podążający za Cieniem przerzucił sobie kołczan przez plecy, ugiął próbnie łęczysko.<br>- Pobiegnę. <br>- To on? <br>- Nie wiem. <br>- Ale jak myślisz? Powiedz. On? <br>- Nie wiem. <br>- Mógł wyłysieć. Mógł sobie sam