Dłonie piekły okropnie, ale wiosłował uparcie, nie zwracając na to uwagi. Ktoś machał i wołał do niego z brzegu, lecz on pilnował tylko kierunku i dygotał cały, bo na wodzie było dokuczliwie chłodno.<br>Wreszcie deski zaszurały o piach. Wyskoczył na ląd z butami w ręku, mocząc stopy i sykając z zimna.<br>Minął równo ułożone sągi drzewa i wyszedł prosto na drogę, której przedzielone pasem zeschłej trawy koleiny prowadziły w las, potężniejący o zmroku, przygniatający ciemnym masywem.<br>Z przeciwka zmierzał człowiek niosący na ramieniu siekierę o stylisku długim jak lufa karabinu.<br>- Halo, przyjacielu, czy tędy do <name type="place">Breitenheide</>? - zapytał Chabot, kalecząc trochę język