Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
z innymi dorożkarzami albo przekomarzał się z babami sprzedającymi pestki i kiszone jabłka, a ja wchodziłem na most i przez balustradę gapiłem się na mętny nurt czy też na pławiki wędkarzy, rozmawialiśmy z sobą na odległość w taki, mniej więcej, sposób:

- Ej! Nie zimno ci, Adam Stanisławowicz?

- Nie tylko nie zimno, ale nawet gorąco, Jegor Fiodorowicz!

- A nie życzysz sobie, przypadkiem, pestek, Adam Stanisławowicz?

- Owszem, życzę sobie, Jegor Fiodorowicz!

Wtedy Jegor, sklepiwszy dłoń nad oczami i wysunąwszy do przodu rzadką kozią bródkę, patrzał pod słońce i uśmiechał się do mnie dobrym, filuternym uśmiechem, albo wbiegał truchcikiem na most i wsypywał mi
z innymi dorożkarzami albo przekomarzał się z babami sprzedającymi pestki i kiszone jabłka, a ja wchodziłem na most i przez balustradę gapiłem się na mętny nurt czy też na pławiki wędkarzy, rozmawialiśmy z sobą na odległość w taki, mniej więcej, sposób:<br><br>- Ej! Nie zimno ci, Adam Stanisławowicz?<br><br>- Nie tylko nie zimno, ale nawet gorąco, Jegor Fiodorowicz!<br><br>- A nie życzysz sobie, przypadkiem, pestek, Adam Stanisławowicz?<br><br>- Owszem, życzę sobie, Jegor Fiodorowicz!<br><br>Wtedy Jegor, sklepiwszy dłoń nad oczami i wysunąwszy do przodu rzadką kozią bródkę, patrzał pod słońce i uśmiechał się do mnie dobrym, filuternym uśmiechem, albo wbiegał truchcikiem na most i wsypywał mi
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego