Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
pogodnej tęczy.

Teraz dopiero, gdy nastąpiło odprężenie, wybuchnąłem płaczem. Nie mogłem się powstrzymać, chociaż wiedziałem, że płakać już nie ma po co. Krysia trzymała się dotąd dzielnie, ale w tym momencie załamała się i zaczęła mi wtórować... Ojciec stał zakłopotany, z podniesionym kołnierzem burki, jak gdyby nagle zrobiło mu się zimno. Matka bezskutecznie próbowała mnie uspokoić. Przybiegła na pomoc panna Kazimiera i wyprowadziła Krysię.

Jurczenko usiadł obok mnie na podłodze, wyjął z kieszeni gwizdek kolejowy i wetknął mi go do ust. Wciąż jeszcze łkając, gwizdnąłem raz i drugi...

- Weź go sobie... Daję ci go na zawsze... -szepnął Jurczenko.

Marzyłem o takim
pogodnej tęczy.<br><br>Teraz dopiero, gdy nastąpiło odprężenie, wybuchnąłem płaczem. Nie mogłem się powstrzymać, chociaż wiedziałem, że płakać już nie ma po co. Krysia trzymała się dotąd dzielnie, ale w tym momencie załamała się i zaczęła mi wtórować... Ojciec stał zakłopotany, z podniesionym kołnierzem burki, jak gdyby nagle zrobiło mu się zimno. Matka bezskutecznie próbowała mnie uspokoić. Przybiegła na pomoc panna Kazimiera i wyprowadziła Krysię.<br><br>Jurczenko usiadł obok mnie na podłodze, wyjął z kieszeni gwizdek kolejowy i wetknął mi go do ust. Wciąż jeszcze łkając, gwizdnąłem raz i drugi...<br><br>- Weź go sobie... Daję ci go na zawsze... -szepnął Jurczenko.<br><br>Marzyłem o takim
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego