stronę najodleglejszych wspomnień albo w mgliste rozlewiska jutra. Ale Janek wdrapuje się na ceratowe siedzenie, wciska sprzęgło, <orig>wajchuje</> i wytacza się tyłem na podwórko, potem owija stalową liną beczkę z paliwem, podciąga wyciągarką i beka zwisa tuż pod jego tyłkiem.<br>- Stara! No to jadę! - i już chce jechać, ale Stara zlatuje po schodach na łeb na szyję, jakby od dawna czekała przyczajona za drzwiami z głosem napiętym do ostateczności, i wykrzykuje litanię jakichś babskich przekleństw, bardziej błagań niż klątw, że gdzie tam cię niesie zatracony, miałeś dopiero po niedzieli i ja znowu tutaj sama, z krowami, z dziećmi...<br>Na to on