Stawaliśmy pod sklepem, z którego wychodziły kobiety z zakupami, pukaliśmy do domów. Przepędzali nas, szczuli psami, przeklinali, ale czasem dawali marchewkę, ogórek, kartofel - albo sprzedawali. Pytali, czy mamy pieniądze i złoto. Wyniosłam mamy pierścionek z małym rubinkiem. Dwie panie wychodziły ze sklepu. Ładnie ubrane, uszminkowane. Jedna niosła siatkę, w której złocił się bochenek chleba. Niech mi pani odstąpi trochę chleba, poprosiłam. Spojrzały zdziwione i nie odpowiedziały. Ja zapłacę. Pokaż, powiedziała pani. Wyjęłam pierścionek. A czy aby na pewno złoty? Na pewno. Próbowała go wcisnąć na palec, ale nie wchodził. Mogę ci dać jajko. To wszystko? Może choć kawałek chleba? Dwa jajka